piątek, 30 października 2015

zmiany.

Cześć! Zapowiadałam Wam duże zmiany, więc właśnie następują! Po nowy przepis zapraszam Was na nową stronę - postanowiłam przejść na swoje! Zapraszam Was, rozgośćcie się i zostańcie ze mną na dłużej. Strona znajduje się pod łatwym do zapamiętania adresem mycookbooksoko.pl.




Nie wszystkie przepisy przeniosę na nową stronę, ale do tych, które znajdują się tutaj będziecie mogli zawsze wrócić. Nowa strona będzie, a w zasadzie już jest bardziej przejrzysta, wszystko jest posegregowane i cały czas powstaje nowa zawartość. Praca nad stroną nie jest jeszcze skończona, ale prawdę mówiąc nie mogę się już doczekać, żeby Wam ją pokazać. Cały czas pracuję nad drobnymi zmianami estetycznymi i proszę Was, abyście mówili jeśli coś Wam się nie podoba na stronie, dzięki temu dostosuję ją do Waszych potrzeb.

Dzisiaj zapraszam Was po pierwszy przepis z serii "Dekoracyjne Inspiracje". Pomysł jest prosty - będę dzielić się z Wami tym jak dekoruję ciastka, muffiny czy też całe torty. Może kogoś z Was zainspiruję do stworzenia podobnych rzeczy w domu. Dziś przepis na Halloween - ciasteczkowy Jack z filmu The Nightmare Before Christmas! Przepis już jest na nowej stronie - http://mycookbooksoko.pl/cos-na-slodko/ciasteczka-maslane-na-halloween/



piątek, 23 października 2015

stek z kalafiora na purée pomidorowym.

Za oknem szaro-buro, więc w kuchni koniecznie musi być kolorowo! Dzisiaj mam dla Was przepis na jesiennego kalafiora, który swoimi kolorami przypomina piękną słoneczną polską jesień. Kalafior jest jednym z moich ulubionych warzyw, muszę przyznać, że najczęściej jem go w tradycyjnej postaci - polanego podsmażaną na maśle bułką tartą. Jednak dziś postanowiłam trochę poeksperymentować i zainspirowana dużą ilością przepisów na stek z kalafiora, przygotowałam swój. Taki stek możecie podać jako samodzielną przystawkę lub dodatek do dań mięsnych. Ja podałam go na lunch z purée pomidorowym i posypałam natką pietruszki - pychota!  Mam nadzieję, że w najbliższych dniach wyjdzie trochę słońca i będziemy w końcu mogli nacieszyć się spadającymi z drzew liśćmi i ostatnimi promieniami słońca.



potrzebne składniki:
1 duży kalafior
6 łyżek oliwy z oliwek
3 łyżeczki papryki słodkiej
1 szalotka
1 puszka pomidorów krojonych
1/2 szklanki wody
natka pietruszki
sól, pieprz

1. Kalafiora obierz z liści i dokładnie opłucz pod bieżącą wodą. Następnie ze środka wytnij plastry grubości około 2 cm. W zależności od tego jak duży jest Twój kalafior wykroisz od 2 do 4 plastrów. Różyczki które odpadły w trakcie krojenia odłóż na bok, zaraz ich użyjemy - nic nie może się przecież zmarnować.

2. Tak przygotowane plastry kalafiora ułóż na talerzu, wetrzyj w nie 4 łyżki oliwy z oliwek i posól do smaku, a następnie podsmaż na patelni. Dzięki temu zyskają złocisty kolor i nabiorą lepszego aromatu.

 

3. Obsmażone plastry kalafiora ułóż na formie do pieczenia wyłożonej papierem, posyp 2 łyżeczkami słodkiej papryki. Jeśli wolisz ostrzejszą wersję możesz dodać jej więcej lub użyć papryki ostrej. Tak przygotowanego kalafiora piecz przez około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 200ºC. Kalafior stanie się jeszcze bardziej złocisty i chrupki. 

4. Gdy kalafior jest już w piekarniku pora przystąpić do przygotowania purée pomidorowego. Na dużej patelni rozgrzej pozostałą oliwę i podsmaż na niej posiekaną szalotkę. Z pozostałych różyczek kalafiora odmierz jedną szklankę i posiekaj drobno. Gdy szalotka będzie już szklista dodaj posiekanego kalafiora, posyp całość łyżeczką słodkiej papryki i podsmażaj razem przez chwilę. Następnie dodaj pomidory i pół szklanki wody (wodą możesz przepłukać puszkę po pomidorach, aby wybrać z niej cały sos). Dopraw do smaku solą i gotuj na wolnym ogniu przez 15 minut, aż całość odparuje i zgęstnieje. 


5. Całość sosu znajdującego się na patelni zblenduj na jednolitą masę i dopraw do smaku. 

6. Gotowego kalafiora podawaj z dwiema łyżkami purée i posiekaną natką pietruszki. Po wierzchu posyp go świeżo mielonym pieprzem. 

Smacznego :)


poniedziałek, 12 października 2015

sernik Oreo.

Po dość intensywnym zeszłym tygodniu znalazłam chwilę na relaks w kuchni, a skoro nadarzyła się okazja to dlaczego nie przygotować czegoś słodkiego i wartego grzechu? Przedstawiam Wam przepis na prosty i szybki sernik na zimno z Oreo - coś idealnego dla każdego wielbiciela tych pysznych ciastek. Ilość składników wymierzona jest na 21 centymetrową tortownicę, czyli na 8 sporych rozmiarów porcji. Jak widzicie pierwszy kawałek znikł zanim zdążyłam zrobić zdjęcia tego cuda... ktoś nie mógł się doczekać ;)


potrzebne składniki: 
25 ciastek Oreo
2 łyżki stopionego masła
500 ml śmietanki 30%
250 g serka typu Philadelphia (w temperaturze pokojowej)
3 łyżki cukru pudru

1. Tortownicę wysmaruj masłem, a na dnie ułóż okrąg wycięty z papieru do pieczenia. Ułatwi to wyjęcie ciasta z tortownicy i jego krojenie.

2. 8 ciastek Oreo umieść w misce i potłucz bardzo drobno, możesz użyć do tego blendera lub miksera, ale nie ma sensu go brudzić ;) Do tak przygotowanych ciastek dodaj dwie łyżki stopionego masła i wymieszaj wszystko dokładnie do uzyskania konsystencji mokrego piasku. Gotową mieszankę wysyp na dno, ugnieć i wstaw do lodówki.


3. W misce ubij śmietankę, w oddzielnym naczyniu utrzyj serek z cukrem. Następnie dodaj do niego ubitą śmietanę i delikatnie wymieszaj. Do masy dodaj pokruszone 7 ciastek Oreo i wymieszaj dokładnie. Tak przygotowaną masę wylej na schłodzony spód. Wierzch ciasta pokryj pozostałymi ciastkami według własnego uznania. Ja lubię ułożyć całe ciastka dookoła dzieląc tort na równe porcje. 

4. Po dekoracji przykryj tortownicę folią i wstaw do lodówki na minimum 6 godzin (ja przygotowałam ciasto wieczorem i zostawiłam je na noc w lodówce). Jeśli chcesz, możesz wstawić ciasto do zamrażalnika, dzięki temu będzie gotowe szybciej i nabierze lodowej konsystencji. Po wyjęciu z lodówki, ostrym nożem oddziel ciasto od tortownicy i delikatnie wyjmij je z formy.










czwartek, 1 października 2015

bakłażan zapiekany z kozim serem i pomidorami.

Miałam dzisiaj popracować nad postem o podróży kulinarnej do Nicei, ale traf chciał, że bardzo przypadło Wam do gustu zdjęcie upieczonego wczoraj bakłażana. (Dla niewtajemniczonych - zapraszam na mojego facebooka - facebook.com/SokoCookBook i na instagram - instagram.com/cookbooksoko). No i skończyłam na kanapie, z kubkiem gorącej herbaty i piszę dla Was jak smacznie przyrządzić bakłażana jesienią. Swoją drogą, ma ktoś jakiś magiczny przepis na wyleczenie bolącego gardła...? 



Bez zbędnej zwłoki przedstawiam Wam Pana bakłażana, nazywanego czasem oberżyną. Warto powiedzieć, że jest on warzywem nisko kalorycznym (w 100 gramach znajduje się jedynie około 20 kcal), które zawiera duże ilości potasu, wapnia i magnezu. Bakłażan pozytywnie wpływa na procesy trawienne, przede wszystkim dzięki dużej zawartości błonnika, dzięki czemu jest idealnym dodatkiem do tłustych mięs. Znany jest również, że swoich właściwości detoksykacyjnych oraz działania antyrakowego, które związane jest z obecnością w nim nasuniny. Mój bakłażan wylądował w piekarniku w towarzystwie sera koziego, sosu pomidorowego oraz posypki z bułki tartej z dodatkiem czosnku i pietruszki. Możesz podać go jako dodatek do dania lub samodzielną przystawkę. Ja dodałam do niego kuskus przygotowany zgodnie z przepisem na opakowaniu. Podałam go prosto z piekarnika, ale na drugi dzień był nawet lepszy!



potrzebne składniki:
1 bakłażan
150g serka koziego 
puszka pomidorów bez skórki (możecie użyć świeżych, ja akurat miałam te pod ręką)
2 ząbki czosnku 
70g bułki tartek 
pęczek natki pietruszki 
oliwa z oliwek
sól, pieprz

1. Na dużej patelni podsmaż drobno posiekany czosnek na 2 łyżkach oliwy z oliwek. Gdy czosnek będzie już szklisty dodaj pomidory i smaż razem do uzyskania gęstego sosu. Dopraw go do smaku solą i pieprzem. Odstaw do ostygnięcia. 

2. Na blasze do pieczenia wysmarowanej oliwą z oliwek ułóż pokrojonego w jedno-centymetrowe plastry bakłażana. Posyp go po wierzchu solą i pieprzem. Na środku dodaj ser kozi (podziel go równo między wszystkie plastry warzywa). 



3. W miseczce wymieszaj bułkę tartą z posiekaną natką pietruszki, posiekanym ząbkiem czosnku, solą i pieprzem (do smaku). Następnie dodaj 4 łyżki oliwy z oliwek i dokładnie wymieszaj. Całość powinna mieć konsystencję mokrego piasku, jeśli wydaje Ci się zbyt sucha to dodaj odrobinę oliwy. 

4. Do lekko ostudzonego sosu dodaj dwie łyżki przygotowanej mieszanki bułki tartej, dzięki temu sos będzie gęstszy i utrzyma się na środku bakłażana. Po wymieszaniu sosu podziel go między wszystkie plastry bakłażana, układając go na wierzchu koziego sera. Pozostałą bułką tartą posyp bakłażany po wierzchu, Piecz w piekarniku nagrzanym do 200ºC przez 25 minut, aż bułka na wierzchu mocno się zrumieni. 






piątek, 25 września 2015

wędzony pstrąg na carpaccio z buraka.

W zeszłą niedzielę wybrałam się na targi kulinarne organizowane przez warszawski Smak w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich. Spróbowałam wielu smacznych rzeczy, ale o tym przy innej okazji.  Dziś chcę Wam opowiedzieć o jednej z moich ulubionych słodkowodnych ryb - pstrągu. Na stoisku Przysmaki Lubuskie rybę uwędzoną niecałe 24 godziny wcześniej. Plan był prosty, kawałek zjem od razu, a z reszty przygotuję przepis dla Was. Jak zapewne już wiecie z mojego profilu na fb sztuka ta nie powiodła się. Dzięki swojej świeżości mięso ryby było bardzo delikatne, a jej smak subtelny. Na całe szczęście, okazało się, że po targach zostało jeszcze 5 sztuk tego wspaniałego przysmaku, więc czym prędzej zamówiłam dostawę. Ryba dotarła do mnie w poniedziałek wieczorem, ale postanowiłam poczekać parę dni z wykonaniem sałatki, aby zobaczyć jak zmieni się ryba po dłuższym czasie od uwędzenia. Nie wiem czy wiecie, ale świeżo uwędzona ryba, przechowywana w dobrych warunkach, nawet po dwóch tygodniach może być smaczna. Nie wiem kto wytrzymałby tak długo z tak pyszną rybą w lodówce, ale to już temat na inną rozmowę ;) 




Czemu warto zjeść pstrąga?
Bladoróżowe mięso tej ryby poza smakiem gwarantuje nam również dostarczenie organizmowi wielu niezbędnych wartości odżywczych przy jednocześnie niskim poziomie zanieczyszczenia. Pstrąg jest przede wszystkim bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe (bardzo dobrze nam wszystkim znane omega 3), które bezpośrednio wpływają na naszą odporność czy też zmniejszenie stanów zapalnych. Dlatego są również polecane wszystkim osobom z problemami skórnymi. Co ciekawe pstrąg dostarcza nam białka, które może być porównywane z tym zawartym w mięsie, a jednocześnie jego spożywanie nie niesie za sobą tak dużych porcji cholesterolu. Takie połączenie pozwala na stosowanie pstrąga w każdym rodzaju diety, również redukcyjnej. Ponadto ryby te są bogate w witaminę A, D, E oraz witaminy z grupy B. Pstrąg może pochwalić się również największą zawartością potasu spośród wszystkich ryb.


Wracając do mojego małego testu. W czwartek wieczorem już ledwo powstrzymywałam się przed zjedzeniem pstrąga bez dodatków, dlatego też postanowiłam spróbować kawałka ryby. Mięso ryby stało się trochę bardziej spoiste (idealne do sałatki), a jej smak bardziej wyrazisty. Test miał trwać do soboty, ale doszłam do wniosku, że dłużej nie zniosę tych "męczarni", wzięłam się więc za przygotowanie buraków na piątkowy lunch. Jeśli tak jak ja uwielbiacie pstrągi to zapraszam do podzielenia się własnymi przepisami - niech więcej z nas wie, że wędzoną rybę możemy zjeść na wiele różnych sposobów! Tymczasem zapraszam na wędzonego pstrąga podanego na carpaccio z buraków z dodatkiem czerwonego grejpfruta oraz prażonych migdałów. Przyjmuje się, że jeden pstrąg (ok. 250 - 300 gramów) stanowi porcję dla jednej osoby.




potrzebne składniki:
2 duże buraki
4 łyżki oliwy z oliwek
sok z połowy cytryny
łyżeczka miodu
ząbek czosnku
2 wędzone pstrągi
1 czerwony grejpfrut
2 garści rukoli
1 łyżka płatków migdałów
sól, pieprz

dodatkowo do dressingu:
1 łyżeczka soli
2 łyżeczki cukru
3 łyżeczki soku z grejpfruta
4 łyżeczki oliwy z oliwek

1. W miseczce wymieszaj razem 4 łyżki oliwy z oliwek, sok z cytryny, miód oraz czosnek. Następnie obierz buraki i obtocz je w przygotowanej marynacie, posyp solą oraz pieprzem. Zawiń w folię aluminiową, umieść w piekarniku nagrzanym do 100ºC i piecz przez 3 godziny. Ja lubię przygotować je wieczór wcześniej, dzięki temu mają wystarczająco dużo czasu, aby ostygnąć. Zostawiam je wtedy na noc w ciepłym piekarniku, a rano chowam do lodówki.

2. Przygotuj grejpfruta tak, aby uzyskać z niego pojedyncze cząstki. Najłatwiej jest go całego obrać - Odcinamy ostrym nożem górę oraz dół owocu, a następnie ścinamy jego boki, tak aby jednocześnie pozbyć się białej błony ochraniającej miąższ. Następnie nad miseczką oddzielamy cząstki od błonek.



3. Na suchej patelni lub w piekarniku upraż migdały na złoty kolor.

4. W małej miseczce  przygotuj jeden z moich ulubionych dressingów  - "raz, dwa, trzy, cztery", który moja Mama stosowała do wszelkich sałatek od kiedy pamiętam. Ten prosty sos idealnie balansuje smaki kwaśne, słone i słodkie. Jedyne co musisz zrobić to połączyć 1 łyżeczkę soli z 2 łyżeczkami cukru, 3 łyżeczkami soku z grejpfruta (ja używam soku, który znalazł się w miseczce przy okazji wycinania cząstek owocu) oraz 4 łyżeczkami oliwy z oliwek.

5. Wyjmij buraki z lodówki i pokrój je na jak najcieńsze plastry, aby powstało z nich carpaccio. Najszybciej, a zarazem najłatwiej jest to zrobić przy użyciu szatkownicy, ale krojąc nożem również możesz osiągnąć bardzo dobre efekty. Tak przygotowane plasterki ułóż na talerzu. Kiedy piekę buraki to zazwyczaj staram się przygotować od razu większą porcję, bez sensu jest przecież nagrzewanie całego piekarnika dla jednego buraka. Jeśli zostanie Ci trochę buraków to możesz je wykorzystać w innej sałatce np. z serem kozim.


6. Na środek buraków połóż garść umytej i obsuszonej rukoli, cząstki grejpfruta oraz obrane kawałki wędzonego pstrąga, całość posyp prażonymi migdałami i polej odrobiną dressingu. Smacznego :)








niedziela, 6 września 2015

ciasteczka lawendowe.

Obiecałam Wam, że zdradzę na czym połamałam swoją szpatułkę, więc z nieskrywaną dumą prezentuję ciasteczka lawendowe. Jak to możliwe, że zepsułam szpatułkę przygotowując ciastka? To proste! Zachciało mi się przemieszać masę, aby upewnić się, że mikser dobrze wykonał swoją pracę i nagle trach - szpatułka pękła w połowie!  Plus tego małego nieszczęścia jest taki, że ciastka wyszły wyśmienite. Przepis na nie pochodzi z ulotki, którą dostałam kilka lat temu w Muzeum Lawendy we Francji. Ich lawendowy smak i zapach przypomina mi te wszystkie wakacje spędzone w Prowansji razem z moją rodziną, dlatego też będą one idealnym uzupełnieniem jesiennych wieczorów spędzanych przy filiżance gorącej herbaty.



potrzebne składniki:
200g masła
1 szklanka białego cukru
1/2 szklanki brązowego cukru
1 jajko
2 szklanki mąki
1/4 szklanki suszonych kwiatów lawendy
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej


1. Masło utrzyj razem z cukrem białym oraz brązowym na gładką masę. Pod koniec ucierania dodaj jajko.

2. Do przygotowanej masy maślanej dodaj mąkę, proszek do pieczenia, sodę oraz kwiaty lawendy i dokładnie wymieszaj.

3. Na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia ułóż kulki ciasta, zachowując odpowiednio duże odstępy. Piecz w piekarniku nagrzanym do 170ºC przez 12 do 15 minut.






piątek, 4 września 2015

tort brownie.

Za oknem pogoda już nie taka upalna, a to oznacza, że w kuchni można rozkręcić piekarnik na maksa i wrócić do pieczenia! A skoro nadarzyła się okazja to od razu poleciałam do sklepu i zebrałam składniki na tort brownie. Zasiadłam przed komputerem i zaczęłam przeglądać przepisy i przy okazji dowiedziałam się, że dzisiaj jest międzynarodowy dzień czekolady. Dlatego też trochę zmieniam plany i już teraz dzielę się z Wami przepisem na ten pyszny tort. Nie obawiajcie się i tak zdradzę Wam, już w niedzielę, na czym połamałam swoją ulubioną szpatułkę!  Ze względu na to, iż brownie piekłam raczej w formie bloku a nie tortu to zdecydowałam się użyć przepisu z BBC GoodFood. Przepis lekko zmodyfikowałam, zamiast pekanów użyłam orzechów włoskich i przede wszystkim dałam ich trochę więcej niż w oryginalnym przepisie. Niestety użyłam zbyt dużej tortownicy i tort wyszedł dość płaski, ale i tak jest wyśmienity!



potrzebne składniki:
175g masła
225 g posiekanej gorzkiej czekolady
200g cukru
3 jajka (rozdzielone na żółtko i białko)
65g mąki
80g posiekanych orzechów włoskich
szczypta soli

1. W rondelku, na małym ogniu, rozpuść 175g czekolady razem z masłem i cukrem. Pamiętaj o mieszaniu masy, aby się nie przypaliła. Gdy wszystkie składniki się rozpuszczą odstaw masę do wystygnięcia.

2. Do wystudzonej masy dodaj 3 żółtka i dokładnie wymieszaj. Następnie dodaj mąkę, orzechy oraz pozostałą czekoladę i połącz w jednolitą masę.



3. Białka z dodatkiem szczypty soli ubij na pianę. Następnie dodaj do masy czekoladowej i delikatnie połącz.

4. Gotową masę wyłóż do przygotowanej tortownicy (na dno połóż papier do pieczenia, a ścianki posmaruj masłem i oprósz mąką) i piecz w piekarniku nagrzanym do 180ºC przez 35-40 minut. Gdy ciasto będzie miało na wierzchu skorupkę wyjmij je i pozostaw do przestudzenia. Możesz podawać je na ciepło np. z lodami. Ja dzisiaj oprószyłam je cukrem pudrem, wiórkami z czekolady i podam go z bitą śmietaną.







sobota, 29 sierpnia 2015

kefirowe placuszki śniadaniowe.

Kiedy tylko mam wolny poranek lubię spędzić go w kuchni przygotowując coś smacznego na śniadanie. Dzisiaj obudziłam się z wielką ochotą na domowe pancakes, ale zaglądając do lodówki zobaczyłam opakowanie kefiru nieuchronnie zbliżającego się ku końcowi daty przydatności. Po chwili namysłu wykorzystałam 400 gramowe opakowanie do przygotowania placuszków śniadaniowych słodzonych miodem. Możecie podawać je z czym tylko chcecie, ja wyjęłam z szafki jeden ze słoiczków z domowym dżemem morelowym, który przygotowałam razem z Dziadkiem w te wakacje - jeśli znajdą się chętni to zdradzę na niego przepis. ;)




potrzebne składniki:
2 jajka
3 łyżki miodu
375 ml (półtorej szklanki) kefiru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
300g mąki


1. Do dużej miski przesiej mąkę, proszek do pieczenia oraz sodę oczyszczoną. W drugiej misce wymieszaj razem jajka, miód oraz kefir. Następnie połącz razem mokre i suche składniki. Możesz do tego celu użyć miksera, ale nie jest to konieczne. Uzyskana masa powinna mieć konsystencję gęstej śmietany, jeśli wydaje Ci się zbyt rzadka to dodaj łyżkę lub dwie mąki. Odstaw przygotowaną masę, przykrytą ściereczką, na około 20 minut, aby odpoczęła.




2. Na dużej patelni rozgrzej odrobinę oleju, a następnie nakładaj tyle placuszków ile zmieści się na patelni. Jeśli chodzi o wielkość placuszków, to ja nakładam jedną dużą łyżkę. Przewróć placuszki, gdy na ich powierzchni pojawią się bąbelki i lekko podeschną. Smaż z drugiej strony przez 1 - 2 minuty.



3. Gotowe placuszki podawaj z cukrem pudrem i wybranym sosem np. dżemem, miodem, czy też syropem klonowym.  Oczywiście możesz je również zjeść bez żadnych dodatków.


czwartek, 27 sierpnia 2015

kulinarny przewodnik po Lwowie.

Uff! W końcu udało mi się skończyć dla Was przewodnik kulinarny po Lwowie! Mam nadzieję, że jest to początek nowego projektu związanego z rozwojem mojego bloga. Jesteście chętni na małe i duże podróże kulinarne? Nie wiem co prawda gdzie, a przede wszystkim kiedy, poniosą mnie moje kubki smakowe, ale na pewno się o tym dowiecie! Inspiracją do rozpoczęcia tego nowego  jedzeniowego projektu był wyjazd do Lwowa, którego oferta restauracyjna i kawiarniana jest tak szeroka, że z pewnością pominęłam wiele wspaniałych lokali. Ceny we wszystkich miejscach są bardzo przystępne, co tylko powoduje, że chcemy jeść więcej i więcej, bo kto odmówiłby sobie pysznego strudla za niecałe 6 złotych! Wiele z miejsc znajdujących się przy samym rynku lub w jego bliskim sąsiedztwie należy do jednej grupy "Emotional Restaurants" (tutaj możecie znaleźć więcej informacji na temat tego projektu - http://www.fest.lviv.ua/en/restaurants/). Lokale te łączy wyjątkowy klimat, a w każdym z nich możemy dostać bardzo smaczne jedzenie i napić się czegoś dobrego, nie tylko bezalkoholowego. Lwów nie jest dużym miastem, dzięki temu wszystkie restauracje i kawiarnie znajdują się w bliskim sąsiedztwie.


Najpierw parę słów o tym czego we Lwowie spróbować trzeba koniecznie. Najpopularniejszym daniem jest chyba barszcz ukraiński, który razem z moim chłopakiem testowaliśmy w prawie każdej restauracji, najlepszy był on naszym zdaniem w Kryjówce, o której za chwilę. Dużą popularnością cieszą się również solanka oraz zupa grzybowa. Przy rynku możemy znaleźć wiele budek sprzedających przepyszne przekąski - perepiczki, czyli parówki w słonym cieście drożdżowym, są one szczególnie popularne w porze śniadaniowej. Koniecznie musicie spróbować pielmieni oraz wareników, czyli dwóch różnych rodzai pierogów, które są przysmakiem kuchni wschodniej. Moim zdaniem najlepsze pierogi możemy zjeść u Cioci Stefy, gdzie serwowane jest domowe ukraińskie jedzenie. A na deser koniecznie trzeba się wybrać galicyjski sernik albo strudel. Kuchnia galicyjska cieszy się dużą popularnością i na stałe wpisała się już w kulinarną mapę miasta. A teraz, bez zbędnych słów, przejdźmy do poszczególnych restauracji i tego co możemy w nich zjeść, czego się napić oraz ile będzie nas to w ogóle kosztowało.




Atlas



Na rynku, w pobliżu słynnej Czarnej Kamienicy, znajduje się Kawiarnia Atlas, która przed wojną była miejscem spotkań lwowskiej elity artystycznej. Menu, dostępne w języku ukraińskim oraz angielskim, jest wykonane w oparciu o polską kartę, która była dostępna w kawiarni przed wojną. Warto zajrzeć do wnętrza kawiarni, gdzie na podłodze znajdują się oryginalne kafelki, a całość utrzymana jest w przedwojennym stylu.


Poza pyszną kawą i dużym wyborem herbat, w Atlasie serwowane są również dania kuchni ukraińskiej, a także śniadania. Podczas mojego pobytu miałam okazję spróbować śniadaniowych serników z wiśnią podawanych z dżemem i kwaśną śmietaną (45 hrywien, czyli około 8 złotych) oraz naleśników z jabłkami (35 hrywien, czyli około 6 złotych). Obydwa dania były bardzo smaczne i sycące.


Ukraińskim przysmakiem, którego koniecznie należy spróbować jest sało, czyli marynowana słonina. Potrawa ta jest wysoko kaloryczna, dlatego głównie podaje się ją zimą i popija wódką. W Atlasie podają je z przepysznym ciemnym chlebem, smalcem oraz kiszonymi ogórkami - pychota! Barszcz ukraiński oraz wareniki z serem były dobre, ale możemy we Lwowie znaleźć dużo smaczniejsze. 




A na deser polecam jagodowy sernik na zimno podawany ze świeżymi owocami (45 hrywien, czyli około 8 złotych). Muszę przyznać, że nie przepadam za tego typu sernikami, ale ten był wyjątkowy, pełen jagodowego smaku, gładki i przede wszystkim nie był przesłodzony. Mój chłopak zamiast sernika zdecydował się na lokalne piwo Lvivske 1715 (20 hrywien, czyli około 4 złotych).




Centaur


Restauracja Centaur również położona jest przy samym rynku. Nie miałam okazji spróbować ich dań obiadowych, ponieważ zawitaliśmy tam tylko na śniadanie. Jedynym minusem tego lokalu jest obsługa, która pozostawia dużo do życzenia. Moje jedzenie - tosty francuskie (38 hrywien, czyli około 7 złotych), zostało podane, kiedy mój chłopak już kończył swój posiłek. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, bo i tak podjadałam jego naleśniki z serem (52 hrywny, czyli około 10 złotych). Do tego zamówiliśmy czarną herbatę z cedrem bergamotki oraz kawę po lwowsku.




Kawiarnia Wiedeńska


Kawiarnia Wiedeńska, położona przy alei Swobody 12,  jest kolejnym miejscem gdzie możemy zjeść śniadanie, a przede wszystkim napić się przepysznej kawy. Szczególnie polecam placki ziemniaczane z serkiem wiejskim (27 hrywien, czyli około 5 złotych) oraz kawę "niespodziankę" podawaną z koglem moglem (30 hrywien, czyli około 5,50 złotych).




2 Gołąbki



Dopiero co otwarta restauracja, należąca do wspomnianej już grupy "Emotional Restaurants", położona jest przy samym rynku pod numerem 11. Jak sama nazwa wskazuje możemy tam zjeść gołąbki. Do wyboru są różne wersje, ja spróbowałam tych zwyczajnych - z ryżem i mięsem, a także dwóch nowych dla mnie smaków - pikantnego z kurczakiem i grzybami oraz z bundzem i kaszą kukurydzianą z dodatkiem boczku.



Do tego mamy do wyboru trzy różne sosy - grzybowy, warzywny (pikantny z dodatkiem ostrej papryki) oraz śmietanowy z koperkiem. A do picia pyszny domowy kompot. Mnie najbardziej przypadł do gustu ten klasyczny oraz sos warzywny.



Obsługa jest ciągle uśmiechnięta i bez problemów możemy dogadać się z nią po polsku (jak w całym Lwowie). Ceny są bardzo przystępne - jeden gołąbek z sosem kosztuje 12 hrywien, czyli około 2 złotych. Jeśli nie jesteście fanami gołąbków, koniecznie wstąpcie chociaż na chwilę, aby obejrzeć sufit wyłożony kolorowymi naczyniami żaroodpornymi - robi wrażenie!


Międzynarodowy Fundusz Pierogowy



Pora na jedno z niewielu miejsc, którego polecić nie mogę, a wręcz odradzam pójście tam. Restauracja, położona przy ulicy Katedralnej 3,  kusi nie tylko nazwą, ale również wystrojem. Niestety pierogi, które dostaliśmy były najzwyczajniej w świecie niesmaczne. Pielmieni (38 hrywien, czyli około 6 złotych) były zdecydowanie zbyt duże i zbyt twarde, a wareniki (29 hrywien, czyli około 5 złotych) wodniste i rozgotowane.



Dom Legend


Dom Legend jest kolejną restauracji należącą do grupy "Emotional Restaurants".  Restauracja znajduje się w kamienicy przy ulicy Staroievreiskiej 48. Na każdym z pięter znajdują się tam tematyczne pokoje związane z historią Lwowa. Warto wspiąć się na samą górę, aby podziwiać panoramę starówki i nie tylko. Godnym polecenia w tym miejscu jest na pewno barszcz lwowski (32 hrywny, czyli około 6 złotych) oraz żeberka podawane z pieczonymi ziemniakami i sosem śliwkowym (98 hrywien, czyli około 18 złotych). Do tego lokalne białe piwo - Lvivskie (26 hrywien, czyli około 5 złotych) i popularny na Ukrainie kwas chlebowy (18 hrywien, czyli około 3 złotych). Spróbowaliśmy również placków ziemniaczanych, ale niestety nie były smaczne, głownie ze względu na to iż przesiąkły sosem i przez to nie były chrupiące.




Lampa Gazowa


Restauracja Lampa Gazowa, znajdująca się przy ulicy Ormiańskiej 20, jak każdy lokal grupy "Emotional Restaurants" zachwyca swoim wystrojem. Restauracja reklamuje się jako muzeum lampy gazowej i rzeczywiście możemy w niej poznać historię lamp oraz ich konstrukcję.


Jeśli chodzi o jedzenie to mieliśmy okazję spróbować barszczu ukraińskiego, który był bardzo dobry oraz pikantnej domowej kiełbasy wieprzowej z sosem barbecue, która była wyśmienita. Nasi znajomi zamówili równie smaczne i efektowne danie podawane na rozgrzanej patelni - potrawkę z kurczaka w sosie śmietanowym z warzywami. Niestety, wykonane przeze mnie zdjęcia menu wyszły nieostre i nie mogę podać Wam dokładnych cen, ale zapewniam Was, że nie odbiegają one od tych z pozostałych restauracji tej grupy.



U Cioci Stefy


Położona przy Alei Swobody 10 restauracja wygląda niepozornie - drewniane stoły i ławy, ludowe dekoracje, strach na wróble, a nawet płot... ale zapewniam Was, że jest to jedno z najlepszych miejsc we Lwowie, gdzie serwowana jest domowa kuchnia ukraińska. Możemy zjeść tutaj bardzo dobry barszcz ukraiński (15 hrywien, czyli niecałe 3 złote) oraz solankę (25 hrywien, czyli około 4 złotych).



Jednakże najbardziej polecam pielmieni i wareniki (obydwa dania kosztują 25 hrywien, czyli około 4 złotych), które są najlepsze w całym mieście! A do tego domowy kwas chlebowy, który również kosztuje 25 hrywien.



Pyzata Chata 


Bary Pyzata Chata, w których serwowane są dania kuchni ukraińskiej, cieszą się dużą popularnością głównie ze względu na niskie ceny dań. W samym Lwowie znajdziemy 4 takie restauracje, my wybraliśmy się do tej położonej u zbiegu ulic Kościuszki i 3 Maja. Z bufetu wybraliśmy barszcz ukraiński, wareniki oraz kurczaka z ziemniakami. Jedzenie było tanie, ale sposób jego podania oraz smak nie zachwyciły nas. Na pewno jest to miejsce gdzie możemy zjeść tanio i szybko, ale warto podczas pobytu we Lwowie poświęcić czas na zjedzenie w lepszym miejscu za niewiele większe pieniądze.

Kumpel




Restauracja Kumpel należy do sieci "Grupa Kumpel", we Lwowie znajdziemy dwa puby o tej nazwie. My zdecydowaliśmy wybrać się do tego większego przy ulicy Viacheslava Chornovola 26, w bliskim sąsiedztwie Alei Swobody. Zamówiliśmy zestaw testowy trzech piw - Jasne Galicyjskie, Pszenne Galicyjskie oraz Ale Brunatny (29 hrywien, czyli około 5 złotych) oraz Bajderkę - klasyczną kiełbasę galicyjską z wieprzowiny (35 hrywien, czyli około 6 złotych). Do kiełbasy obowiązkowo musieliśmy zamówić "dodatek kumplowski", czyli pieczone ziemniaki, kapusta przyrządzona na dwa różne sposoby oraz trzy sosy (44 hrywny, czyli około 8 złotych). Zarówno piwo jak i jedzenie było smaczne, ale nie zachwycało.



Lwowski Dom Galicyjskich Serników i Strudli



Po tych wszystkich pysznościach koniecznie trzeba zjeść deser! Wnętrze Lwowskiego Domu Galicyjskich Serników i Strudli, jak przystało na lokal grupy "Emotional Restaurants", urządzone jest w stylu starej piekarni, a na ścianach znajdują się wieszaki oraz lampy wykonane z wałków do ciasta. Przy długiej ladzie znajdziemy każdy możliwy rodzaj strudli (30 hrywien za kawałek, czyli około 5 złotych) i serników (40 hrywien za kawałek, czyi około 7 złotych), a do każdego z nich możemy dobrać sosy. Zdecydowanie najbardziej polecam Wam sernik z makiem oraz tradycyjnego jabłkowego strudla. Do tego bardzo dobre espresso za jedyne 24 hrywny, czyli około 4 złotych.


Ponadto możemy przez cały dzień oglądać jak strudle i serniki są przygotowywane przez obsługę schowaną za szklaną szybą. Zatrzymajcie się na chwilę i doceńcie jak dużo wprawy wymaga przygotowanie idealnie cienkiego ciasta na strudle.



Lwowska Fabryka Czekolady


Jeśli jednak nie jesteście wielkimi zwolennikami strudli i serników to polecam Wam wycieczkę do Lwowskiej Fabryki Czekolady. Na parterze lokalu położonego przy ulicy Serbskiej 3, znajduje się kawiarnia, a na piętrze sklep z czekoladą. Znajdziecie tu wszystko, począwszy od bloków czekolady, poprzez tabliczki, pralinki, aż po czekoladowe figurki. Z całej gamy propozycji, zdecydowałam się na zakup białej czekolady z makiem (47 hrywien, czyli około 8 złotych), która była bardzo smaczna.


Dla tych z Was, którzy nie planują wyjazdu do Lwowa, a mają ochotę spróbować tych pysznych czekolad. Od trzech lat w Krakowie działa filia Lwowskiej Fabryki Czekolady, a od niedawna w Warszawie możecie spróbować tych czekolad pod marką Krakowskiej Fabryki Czekolady. 

Kryjówka

Jest to jeden z najciekawszych lokali we Lwowie. O Kryjówce dowiedzieliśmy się od recepcjonistki w naszym hotelu, która poleciła nam ją, mówiąc, że znajduje się gdzieś w bramie przy rynku i musimy ją odnaleźć. Z pomocą internetu odnaleźliśmy drewniane drzwi, zapukaliśmy i podaliśmy hasło. Nie będę Wam zdradzać co dzieje się po przejściu bramy, ani tego jak wygląda sam wystrój i atrakcje, jeśli chcecie możecie te informacje znaleźć na podanej już stronie grupy "Emotional Restaurants" lub po prostu pytając wujka Google. Powiem Wam jedynie, że brama, w której znajduje się Kryjówka, położona jest nieopodal Lwowskiego domu galicyjskich serników i strudli oraz w bezpośrednim sąsiedztwie Najdroższej Restauracji Galicyjskiej. Hasła Wam nie podam, jeśli chcecie pójść na łatwiznę to bez problemu znajdziecie je w internecie. A jeśli nie to pokombinujcie, to w końcu kryjówka, nie może być zbyt łatwo się do niej dostać! Co do jedzenia, to szczególnie polecam Wam barszcz ukraiński, podawany "po wojskowemu" z dużą ilością dodatków (38 hrywien, czyli niewiele ponad 6 złotych). Ale przede wszystkim musicie spróbować tamtejszych nalewek (14 hrywien za 50ml, czyli mniej niż 3 złote). Najbardziej smakowała nam czekoladowa nalewka "Stary Stalin" oraz miodówka. Możecie również spróbować chrzanówki, wódki miętowej oraz cytrynówki. Wszystkie można kupić w sklepie przy wyjściu z restauracji. Sklep ten jest również ważny z innego powodu, pamiętajcie o nim czytając o Najdroższej Restauracji Galicji.




Ulica Staroievreiska


Jeśli wolicie wieczorem udać się raczej na kieliszek wina niż wódki, to polecam wycieczkę na ulicę Staroievreiską. Znajdziecie tam wiele ciekawych miejsc, w których serwowane są zarówno wina z beczek jak i butelkowane. W Bukiecie Wina (lokal zaznaczony na mapie) wypiliśmy po kieliszku Rieslinga (10 hrywien za 100 ml, czyli około 2 złotych). Moje serce skradło jednakże miejsce o nazwie Zielona Śliwka położone przy tej samej ulicy pod numerem 11. Ściany w lokalu udekorowane są spłaszczonymi butelkami po winie. Na takich samych butelkach serwowana jest "deska serów", która poza znakomitym wrażeniem wizualnym jest bardzo dobrze skomponowana (40 hrywien, czyli około 7 złotych). Karta win jest bardzo obszerna i zawiera również pozycje Ukraińskie. Jedynym minusem tego lokalu jest brak karty w języku angielskim, jednakże z kelnerką możemy bez problemu dogadać się po polsku i na pewno doradzi nam dobre, lokalne wino. My spróbowaliśmy czerwonego wina określonego przez kelnerkę jako "jagodowe" (24 hrywny za kieliszek, czyli około 4 złotych).



Teatr Piwa - Pravda



Dla miłośników chmielu również znaleźliśmy idealne miejsce. W Teatrze Piwa, położonym przy samym rynku, możemy spróbować piw na miejscu (każde kosztuje nas wtedy 24 hrywny, czyli około 4 złotych) oraz kupić butelki na wynos. Warto zwrócić uwagę na ciekawe nazwy i etykietki piw, na których możemy znaleźć znanych polityków w nietypowym wydaniu. Mnie do gustu przypadło ciemne piwo z Barackiem Obamą na etykiecie. W surowym wnętrzu możemy obserwować cały proces warzenia piwa oraz jego butelkowania, dzięki czemu w powietrzu unosi się charakterystyczny dla browaru zapach. Na wyższych piętrach możemy usiąść przy stoliku i zamówić do piwa różnego rodzaju przekąski.



Najdroższa Restauracja Galicji


Najdroższa Restauracja Galicji położona jest w bramie przy rynku pod numerem 14. Wystylizowana jest ona na Lożę Masońską, a wejście do niej prowadzi przez drzwi mieszkania numer 8. Nie zdradzę Wam co czai się za drzwiami, ale bądźcie przygotowani na niespodziankę, w końcu wchodzicie do Loży Masońskiej! Ceny rzeczywiście są najwyższe w całym Lwowie, za herbatę trzeba tu zapłacić 350 hrywien, czyli dziesięć razy więcej niż w każdej innej restauracji w mieście. Ceny dań głównych zaczynają się od 1600 hrywien (około 290 złotych), osiągając poziom 3200 hrywien (około 580 złotych). Co ciekawe restauracja nie świeci pustkami, wręcz przeciwnie widać w niej spory ruch. Zadziwieni cenami zaczęliśmy szukać informacji i zdecydowaliśmy się odwiedzić tę restauracje. Każda wydana złotówka była warta tego jedzenia, dawno nie jadłam tak smacznego kremu grzybowego (600 hrywien, czyli około 108 złotych). Na drugie danie zamówiłam sałatkę z pieczoną wołowiną, serem pleśniowym i figami (800 hrywien, czyli około 145 złotych). Mój chłopak zdecydował się na porządny kawałek mięsa - karkówkę z pieczonymi ziemniakami (1250 hrywien, czyli około 225 złotych).




Za całość zapłacilibyśmy, doliczając napoje, około 3000 hrywien (niewiele ponad 540 złotych). Ale już śpieszę Wam z wyjaśnieniem, dlaczego nie zapłaciliśmy tak dużo i dlaczego powinniście pójść spróbować tego wyśmienitego jedzenia. We wspomnianym już sklepie, przy wyjściu z Kryjówki, musicie przy kasie poprosić o kupon do Najdroższej Restauracji Galicji. Trójkątny kupon upoważnia Was do 90% zniżki na całość zamówienia, co oznacza, że od każdej kwoty odcinacie jedno zero. Dzięki temu, zamiast 3000 hrywien zapłaciliśmy jedynie 300 (około 55 złotych)! Nadal była to najwyższa suma jaką zapłaciliśmy we Lwowie za posiłek dla dwóch osób, ale jedzenie było obłędnie smaczne, a obsługa na najwyższym poziomie.



Masoch Cafe



Na koniec zostawiłam sobie i Wam lokal, położony przy ulicy Serbskiej 8, polecany raczej jedynie dorosłym. Przed wejściem do lokalu stoi pomnik Leopolda von Sacher-Masocha - pisarza erotycznego epoki romantyzmu, który urodził się we Lwowie w 1836 roku. Zarówno wnętrze jak i menu jest bezpośrednio związane z historią masochizmu, możemy więc spróbować takich specjałów jak bycze jądra czy serce. Niewątpliwą atrakcją są kelnerki i kelnerzy chodzący z pejczem i oferujący odrobinę pikanterii dla śmiałków. My nie mieliśmy okazji spróbować jedzenia, ale razem ze znajomymi udaliśmy się tam późnym wieczorem na drinka. Zdecydowaliśmy się przetestować wódkę "masochistkę", która ze względu na dużą zawartość chilli wypala kubki smakowe i przełyk... oraz "benzynówkę", która dzięki połączeniu jabłka i cynamonu smakuje jak jabłecznik. Można również spróbować popularnej miodówki oraz chrzanówki, a 100 ml każdej z wódek kosztuje 32 hrywny (około 5 złotych).




Mam nadzieję, że mój kulinarny przewodnik po Lwowie przyda się Wam przy wycieczce do tego wspaniałego miasta. A może właśnie pod jego wpływem zechcecie odwiedzić Lwów? Jeśli będziecie mieli jakiekolwiek pytania odnośnie do restauracji jak i samego miasta to piszcie, a ja postaram się Wam pomóc.